Rozważania Drogi Krzyżowej

Rozważania przygotowane przez Joanne i Mateusza Szczepskich  na półekstremalną Drogę Krzyżową do Piotrkowic  – „Od umierania do zmartwychwstania”.

WPROWADZENIE

Od momentu poczęcia jesteśmy nieustannie w drodze. Przemierzamy wiele dróg, każdy z nas przemierza własną. Po jednych drogach kroczymy z entuzjazmem, z innych wolelibyśmy uciec, jeszcze inne, choć trudne, przynoszą poczucie, że było warto, bo widzimy dobre owoce. Nasze drogi, choć różne –  krzyżują swoje tory.  Dziś spróbuj się odnaleźć na tej drodze…. Znajdź sytuacje, obrazy, słowa, które są lub były częścią Twojej drogi. Pomyśl, że nigdy nie jesteś sam na tej drodze. Ty oddziałujesz na innych, a inni na Ciebie. Zależności, spotkań, słów, sytuacji jest tak wiele…. W każdej z nich nie zapominaj o tym, że na tej drodze Twojego życia Chrystus idzie razem z Tobą. Czasem zostawiasz Go w tyle, bo świetnie sobie radzisz, czasem On kroczy przed Tobą, by wyznaczyć Ci właściwą drogę, często jest też tak, że On bierze Ciebie na swoje ramiona. Choć Tego nie dostrzegasz, choć tego nie słyszysz On idzie z Tobą na drodze Twojego życia, jakiekolwiek by ono nie było. I pamiętaj, że tam, gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska. Jego miłość i Jego łaska.                                        

On idzie i dziś….

 

Stacja I: Pan Jezus na śmierć skazany

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Wyrok, oskarżony, oskarżyciel, tłum, krzyk,… wyrok.

Właściwie za co? Za nadmiar miłości? Za czystość, której blask wydobywał to, co było ukrywane w mroku? Za dobre uczynki?  Za dokonane cuda? Za nazywanie błogosławionymi przegranych, odrzuconych, odsuniętych na dalszy plan? Za bycie solą w oku?  Za bycie światłością świata? Za wyciągnięcie ręki do drugiego człowieka? Właściwie za co? Właściwie… z miłości do mnie.

A co ja dziś słyszę? Zawsze taki jesteś, Ty nigdy się nie zmienisz, daj spój – nic z ciebie nie będzie, jaki ojciec taki syn, jaka matka taka córka, niedaleko pada jabłko od jabłoni, jesteś nikim, jesteś głupi, jesteś brzydka ….. ciągłe wyroki, nieustanne oskarżenia i wytykanie. Czujesz się osądzany prawie na każdym kroku…A czy to, co Ty mówisz, nie jest często oskarżeniem? Odrzucenie, oszczerstwo i dopatrywanie się w drugim złych intencji – to jedno z najboleśniejszych cierpień ludzkich. Niewinny uznany zostaje nieraz za wroga numer jeden, a winny bywa traktowany z taktem i ostrożnością pod pozorem „większego dobra”. W imię poprawnych interesów, dla świętego spokoju, dla zachowania pozorów autorytetu, w walce o tzw. „słuszną” sprawę ucieka się do moralnego krzyku, szantażu i zastraszania. Tym, którzy dopominają się sprawiedliwości i ukrócenia zła zamyka się usta, by nie krzyczeli. A ci, którzy powinni zamilknąć, posłuchać innych i własnego sumienia, kierując się nie wiadomo czym – nieustannie krzyczą.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który zostałeś skazany moim grzechem spraw, bym nie wydawał wyroków, by moje osądy nie były końcem czyjeś drogi.

Któryś za nas cierpiał rany…..

 

Stacja II: Pan Jezus bierze krzyż na ramiona

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Krzyż, ramiona, ciężar, dźwiganie, decyzja,… krzyż.

 

Czy to Jego krzyż? Czy to mój krzyż? A może mój krzyż jest Jego krzyżem? Chrystusie, który tak bardzo utożsamiłeś się ze mną, do czego mnie właśnie zapraszasz? Do krzyża? Do przyjęcia każdego doświadczenia? Do podjęcia decyzji, która po ludzku mnie zmiażdży? Czyż nie mogłeś wybrać innej drogi? Czemu świadomie wziąłeś mój grzech na swoje barki?

Czy ja tak potrafię? Czy stać mnie w dzisiejszym świcie na coś więcej niż ucieczka, skulenie ogona pod siebie?  Panie, tak często jestem opieszały w podejmowaniu zadań, do których mnie powołujesz, do których mnie uzdalniasz, zamiast odważnie podjąć współdziałanie                             z Twoja łaską. Ty chcesz, abym wzrastał w siłę, bym była mocna Tobą.         A ja, cóż?… Nie chce mi się, nie mam czasu, może później, potem…. Może ktoś poczeka, może sam sobie poradzi, może nie będę musiała tego robić, może to nie czas i miejsce, by podjąć ważne decyzje, by obarczyć się odpowiedzialnością, trudem, może….potem, zaraz, za chwilę.                        Jest ciężko, czasem bardzo ciężko podjąć właściwą decyzję. Szczególnie jeśli jest ona okupiona moim własnym bólem. Niektórzy sądzą, że im więcej cierpienia na drodze wiary – tym lepiej. Tymczasem nie cierpienie zbawia, tylko Chrystus. Jego miłość do nas. Miłość, która przytula tak mocno, jak Jezus krzyż do swoich ramion! Czy mam w sobie jeszcze taką miłość, która nakierowuje mnie na drugiego człowieka i wyzwala mnie  z mojego „ego”?

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który świadomie wziąłeś krzyż mojego grzechu, spraw, byśmy mieli odwagę podejmować trudne decyzje w swoim życiu.

Któryś za nas cierpiał rany…..

 

Stacja III: Pan Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Upadek, zmęczenie, słabość, uniżenie, kolana,…. upadek.

Czy to jest możliwe? Czy to się dzieje? Czy ten,  który uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, uciszał burzę teraz upada pod ciężarem drewnianych belek? Czyżby zabrakło Mu sił, by zbawić świat? A może to mój grzech spowodował, że On uniżył się do samej ziemi, abym ja, na niej leżący, sponiewierany i bezsilny – nie był sam. Chrystusie czy dziś nadal uniżasz się, gdy moja słabość rzuca mnie na ziemię?

Czy ja widzę moją słabość? Czy dostrzegam moje upadki? Czy ja potrafię w tym wszystkim być silny Chrystusem, a nie swoją mocą? Panie, tak często w cierpieniu nie widzę Ciebie, albo – to cierpienie przypisuję Tobie, zamiast w Tobie szukać uzdrowienia i siły! Ty widzisz moją słabość i dlatego chcesz, abym był silny Tobą. Czy mam dziś odwagę, czy znajduję choć chwilę, by nie patrzeć na innych z góry, lecz spoglądać od dołu, z niskości? Czy upadek jest dla mnie szansą, by na nowo zacząć z Tobą? Dziś o Panie – upadam z powodu patrzenia na drugich z góry                     i traktowania ich jak sługi, dziś upadam z powodu poniżania innych,              dziś upadam, bo zarażona jestem brakiem miłości, dziś upadam, bo zapatrzony jestem tylko w swoją siłę! Ilu zatraca się i krzywdzi innych, bo ponosi ich buta, arogancja, przekonanie o własnej wyższości                     i nieomylności, płynącej często z prestiżu sprawowanej funkcji!                          Dziś upadam, bo zostawiłam Cię z tyłu, bo mam wiele innych spraw, które dodadzą mi zaszczytów, radości i pozornego szczęścia. Czy jestem jeszcze w stanie dostrzec, że właśnie w tym upadku jesteś razem ze mną?

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który upadłeś pod ciężarem moich upadków, spraw, byśmy w naszych słabościach podnosili się Twoją siłą.

Któryś za nas cierpiał rany…..

 

Stacja IV: Pan Jezus spotka swoją Matkę

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Spotkanie, ból, łzy, cierpienie, krzywda,… spotkanie.

Czy może być większy ból dla matki? Czy to spotkanie musiało tak bardzo boleć? Jak to możliwe, że w tym całym okrucieństwie, które dotyka Jej dziecka, w sercu Matki nie powstała nawet najmniejsza drobina nienawiści? Może to właśnie spotkanie z Nim sprawiło, że pozostała wewnętrznie wolna. Czy ja dziś doświadczam takich właśnie spotkań z kimś bliskim, z drugim człowiekiem?

Czy ja jestem po to, by towarzyszyć innym? Czy mam w sobie choć odrobinę współczucia dla ludzkiego cierpienia? Czy dostrzegam chorobę sąsiada, problemy finansowe brata, alkoholizm siostry, osierocone dziecko? Czy mam taką odwagę, aby wyjść tym wszystkim na spotkanie? Czy stać mnie tylko na wzruszenie ramionami, albo lekki uśmiech skrywający myśli: ma, co chciał, dobrze jej tak, to nie moja sprawa !!! Cierpienie psychiczne i duchowe bywa niezwykle dotkliwe, czasem przewyższa ból fizyczny. A tak, cierpią inni przez moją obojętność, przez Twoją obojętność!!! Nie musisz wiele, po prostu kochaj! Miłość jest także wtedy, gdy człowiek rozumie i zwyczajnie jest z cierpiącym, chociaż niewiele może zrobić. Chodzi o współczucie, o troskę,                                o obecność. Dziś nie wystarczy prawo i instytucja, aby dostrzec cierpiącego i mu pomóc. Przeciwnie, prawem i instytucją można się zasłonić, aby uchylić się od odpowiedzialności, zaprzeczać zaistniałemu złu lub je zbagatelizować. Człowiek bez współczucia, człowiek bez miłości – krzywdzi. Nie pozwól, by w Twoim serce była nienawiść do innych. Wyjdź na spotkanie z Miłością i otwórz swoje serce.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który cierpiałeś przez mój grzech, spraw, by miłość otwierała nas na spotkanie z  drugim człowiekiem, zwłaszcza tym poranionym.

Któryś za nas cierpiał  rany…

 

Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga Jezusowi dźwigać krzyż

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Opór, pomoc, przypadek, brak sił, bezsilność,… opór.

Czy to był gest wielkoduszności? A może to tylko chwilowy poryw serca? A może jednak przymuszenie? Niezliczona jest ilość dróg, na końcu których jest miłość. Chrystusie – czy Szymon był Ci do czegoś potrzebny? Czy bez Szymona byś tej drogi nie dokończył? Czy ustałbyś w drodze, gdyby nie ten przypadkowy człowiek? A może to nie był przypadek? Może chciałeś, by On, tak samo jak ja, doświadczył Twojego zbawienia?

Panie Ty mnie znasz ! Ale czy ja samego siebie znam? Czy potrafię stanąć   w prawdzie o sobie samym? Ty wszystko wiesz, Ty widzisz jak oporne bywa moje serce, jak w drodze do Ciebie zwalniam i robię uniki, szukam wymówek. Ty widzisz jak często uciekam przed miłością, przed dawaniem siebie, ale i przed braniem również. Często chcę być samowystarczalny, zamiast uwierzyć, że z Tobą mogę więcej. Ty chcesz, abym otwierając się na Twoją miłość, dzielił się miłością z innymi. Zbawienie to nie wyczyn człowieka. Zbawia nas Ten, która kocha! Dlatego nie zawsze musi nam wszystko wychodzić. Czy ja dziś nie zamykam się na przyjęcie pomocy po doświadczeniu skrzywdzenia? Czy pozwalam, by ktoś opatrzył moje rany, nawet jeśli to ktoś, kogo nie znam? Chrystusie jesteś mi potrzebny !!! Nie jestem przypadkiem ! I choć często mam w sobie opór, zniechęcenie, bezsilność, bezradność pozwól mi iść z Tobą. Przyjmij mnie z moimi niedoskonałościami i słabościami. Takim, jakim jestem – chcę Ciebie zanieść do innych, dać innym Twoją miłość –  miłość, której świat dać nie może. Przymuś mnie czasem to tego dobra, na które jeszcze mnie nie stać z własnej inicjatywy.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który wyciągasz każdego z grzechu, spraw byśmy potrafili rozpoznać drogi Twojego upominania się o nas.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Twarz, chusta, pot, krew, ulga,… twarz.

Czy to było normalne? Skąd tak odwaga, by wyrwać się z tłumu? Jakiej miłości potrzeba było, by spojrzeć w oblicze Tego, który cały jest Miłością? Ta chusta przyniosła ulgę, ta odwaga stała się nadzieją na coś lepszego. To spojrzenie w Twoją stronę Chrystusie jest dla Niej ważne, bardzo ważne. Ona chce uczynić Twoją twarz bardziej widoczną, wyraźniejszą, choćby na chwilę. Choćby na ten moment, który jest szansą, by moje spojrzenie spotkało się  z Twoim!

Czy ja szukam Twojej twarzy Chrystusie? Czy szukam Twojego spojrzenia w ubogich, cierpiących, pogardzanych, nieporadnych życiowo? Czy szukam Twojego oblicza w surowym ojcu, niedobrej matce, umierającym dziecku? Dotąd Twoja twarz miała cudowną zdolność ratowania i leczenia, czasem nawet samym spojrzeniem. Czy moje spojrzenie jest wyrazem miłości? Czy to, co robię i mówię do innych jest jak odsłonięcie twarzy Chrystusa? Na ile moja postawa                     i zachowanie przybliżają innych do Chrystusa, do Kościoła, do człowieka? Panie, tak często mój egoizm zamyka mnie na potrzeby drugiej osoby i tak często nie chcę innym służyć. Tak rzadko mam odwagę, by świadczyć o Tobie przed innymi, tak rzadko już mam pragnienie, by nie iść za tłumem, ale wyrwać się i zrobić gest miłości względem innego człowieka. Ale to nie jest dziś akceptowalne, to wręcz napawa innych oburzeniem. Jak możesz Mu pomagać? On na to nie zasługuje! Przecież tak nie wypada! On jest taki, Ona jest taka!!! A Ty,           a Ty jaki jesteś? Kiedy ostatni raz komuś pomogłeś nic w zamian nie oczekując dla siebie? Kiedy?

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który ukazałeś swoją twarz, spraw byśmy nie zamykali się na ludzką bliskość i życzliwość, nawet wtedy, jeśli wydaje się ona niewielka.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja VII: Pan Jezus drugi raz upada pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Upadek, upokorzenie, słabość, przygnębienie, ciężar, …upadek.

Znowu? Tak, znowu, po raz kolejny. Czy patrząc na Ciebie mam się zgodzić na swoją słabość? To trudne i  na to jednak, mimo moich wielkich starań i wysiłków, będę potrzebować Twojej łaski i Twojego przebaczenia! Ciężko było powstać po kolejnym upadku. To musiało bardzo boleć, a przecież sił było coraz mniej. Czy ten upadek jest dla mnie kolejną szansą na to, by powstać z Tobą?

Ciągle to samo, te same błędy, te same porażki. Mój ból jest większy, zaś  Ci, co patrzą z boku śmieją się, że znów nie uczę się na własnych błędach, że znów nie umiem wyciągać wniosków z przeszłości, że znów upadam…To „znów” bywa bardziej bolesne i upokarzające niż sam upadek. Panie, tak często moje upadki powodują we mnie przygnębienie, bezsilność, złość czy zniechęcenie, zamiast otwierać mnie na bezmiar Twojego miłosierdzia i łaski. Tak często postanawiam, że następnym razem będzie lepiej, mądrzej, cierpliwiej, z opanowaniem. I znów upadam w ten sam sposób. O Panie,  upadający po raz drugi, jak jesteś mi bliski, gdy przygnębia mnie powtarzalność moich błędów i porażek. Patrząc na Ciebie, chcę się zgodzić na moją słabość. Na to, że mimo wszystkich starań i wysiłków znów będę potrzebować Twojej łaski                      i przebaczenia. W Twoje ręce składam moją niemoc i wiem, że mnie nie odrzucisz. Czy chcę dzisiaj iść drogą zwaną życiem jak ofiara losu, pełen rezygnacji i zniechęcenia.? O, nie !!! Ja przecież wiem, kim jestem. Wiem, że mnie kochasz !!! Powstaję z upadku, bo wiem, kim Ty jesteś           i wiem, że na Twoich ramionach mogę złożyć całą moją niemoc. Powiem – wiem więcej – wiem, że mnie nigdy nie odrzucisz.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który znowu upadłeś pod ciężarem naszych upadków, spraw by Twoja bezwarunkowa miłość była tym, co nas nieustannie podnosi.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja VIII: Pan Jezus spotyka płaczące niewiasty

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Płacz, zawodzenie, pozory, zwrot, spojrzenie, ….płacz.

Dlaczego nie przyjąłeś ich łez? Czyżby one nie były poruszone prawdziwie bezmiarem Twojego cierpienia? Nie płaczcie? Nie lamentujcie? Dlaczego? Dlaczego?… Tak, Panie Ty wiesz wszystko, wtedy też wiedziałeś. Wiedziałeś, że to tylko pozory, że One tak płaczą nad każdym. Chrystusie, a może One jednak Cię znały. Może nie tylko ich oczy płakały, ale serce również!

Czy ja znam Ciebie prawdziwie Panie? Czy sytuacje, które spotykają mnie w życiu  wskazują mi na Ciebie? Czy patrząc na krzywdę innych potrafię jeszcze prawdziwie zapłakać? Moja obojętność tak często kryje się pod tym, co zewnętrznie piękne i szlachetne!!! Gest pocieszenia, przytulenie, klepnięcie kogoś po plecach w szybkim pośpiechu, kilka słów rzuconych od niechcenia, ale brzmiących tak wzniośle! Właśnie na tyle mnie stać! A.. i jeszcze łzy, lament i zawodzenie… A gdzie w tym wszystkim zrozumienie, współodczuwanie, postawa bez pozorów, prawdziwa miłość i troska? Chrystusie, zapłaczę dziś na sobą, nad moją nędzą, nad tym, że tak często nie potrafię być prawdziwy, że tak często wybieram to, co łatwe i wygodne. Czemuż względem innych nie mam tyle wyrozumiałości, brak mi zrozumienia, nie umiem dać przebaczenia? Ale dla siebie mam litość, nawet taką, która łagodzi skutki różnych moich okropności, która potrafi mnie wybielić, przymknąć oczy i szukać winnych poza  sobą.  Jeśli nie spojrzę w głąb mojego serca, jeśli Ty Panie nie wypowiesz do mnie słów zaproszenia – nie dokona się moje autentyczne nawrócenie.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który wypowiedziałeś kilka słów do płaczących nad sobą, nad swoim grzechem, spraw byśmy prawdziwie się nawrócili.  

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja IX: Pan Jezus trzeci raz upada pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Upadek, powtórka, wyczerpanie, rany, odrzucenie, …upadek.

Czy mogło być inaczej? Czy na pewno mogłeś wszystko? Czy nadal możesz wszystko? Czy potrzebne było to zmaganie, odrzucenie by iść dalej? Chrystusie jesteś przecież już tak bardzo wyczerpany, przez wszystkich odrzucony, poniżony, chyba już niżej się nie da? Czy moje życie było dla Ciebie, aż tak cenne? Czy musiałeś upaść tam, gdzie ja jestem, bym wstał razem z Tobą? Jak bardzo mnie ukochałeś, że kolejny raz wstałeś dźwigając mnie z mojego kolejnego upadku?

To chyba nie dzieje się naprawdę! Wciąż oddalam się od Ciebie, chodzę w ciemności, a najgorsze, że coraz częściej widzę innych, którzy chodzą razem ze mną i muszę przyznać, że  zaczyna mi się to podobać. Zachwyca mnie ta bylejakość, bo ona nie stawia wymagań. Tak patrzę i widzę, że jak wszyscy jesteśmy tacy sami, tak samo pobrudzeni –  to życie wydaje się takie sprawiedliwe. Krzywdy, oszustwa, obmowy, kradzieże, niepłacone podatki, lewe pieniądze, zdrada małżonka, przelotny romans, wykorzystane dzieci, przemoc, alkohol, narkotyki, wyuzdanie, pornografia – tak upadam każdego dnia i w sumie, to cieszę się, że inni też tak mają. Jestem jednak już coraz bardziej zmęczony tymi upadkami i tak słaby, że nie mam odwagi i siły walczyć o pełnię wolności, którą mogę mieć tylko w Tobie Chrystusie. Tylko w Tobie, bo Ty wziąłeś cały brud tego świata i dałeś mi siebie. Istnieje ogromna różnica między poddaniem się słabości a upadkiem na skutek grzechu. Patrzę na Ciebie Panie i już wiem, że muszę się podnieść, że warto pójść dalej, choćby to miało wiele kosztować. Nieważne jak, jakim wysiłkiem, za jaką cenę, z jakimi przeciwnościami, ale ważne, że Ty prowadzisz mnie do pełni wolności.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który dźwigasz się kolejny raz z upadku, spraw, byśmy się podnosili i poprowadź nas do prawdziwej wolności.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja X: Pan Jezus obnażony z szat

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Obnażenie, szaty, poniżenie, odarcie, strata,…. obnażenie.

A jednak? A jednak odarli Cię ze wszystkiego! Ja odarłem Cię  z siebie! Ja zniszczyłam w sobie godność naszej relacji! Czemu na to pozwalasz? Czemu tak bardzo dajesz się poniżyć? Odebrano Ci już wszystko! Nie, jednak nie wszystko. Nikt nie może odrzeć Cię  z wielkiej miłości do mnie. To dla tej miłości zniosłeś to upokorzenie. Teraz została tylko ona… a może, aż ona…

Mój język…Moje dłonie…Moje ciało…. Wypowiedziane słowa, wykonane czyny…moje myśli, gesty, zachowania. Jak często ja sam odzieram siebie i innych z godności, z dobrego imienia, szacunku, nawet ubrania, a w końcu i życia. Przecież nikt nie godzi się na taką stratę, nikt nie godzi się na to, aby zabrać mu to, co dla niego najcenniejsze. Gwałt, odarcie, poniżenie – to przecież nie tylko  może się dokonać fizycznie. Tak również – i na pewno jest cierpieniem. Jednak gwałt można zadać nie tylko czynem, ale i słowem. A to słowo może być zabójstwem dla drugiego człowieka. Chrystusie tak boli, gdy inni ze mnie szydzą, gdy na mnie plują, gdy mnie popychają, gdy mówią kłamliwe rzeczy na mój temat. Wtedy mnie boli…. A jednak często i ja pozbawiam kogoś… czegoś… w pogoni za własną przyjemnością gotów jestem poświęcić nie tylko kogoś, ale i swoją duszę, decydując się na grzech. Zamiast dobra, wybieram zło. Ty nie chcesz, aby grzech obdzierał mnie z Twojej łaski.  Chrystusie, nie wiem co przyjdzie mi w życiu utracić.  Może to, co dziś jest dla mnie cenne, co uważam za konieczne i niezbędne. A jednak chcę iść za Tobą…

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który zostałeś obnażony przez nasze grzechy, spraw, byśmy szanowali zawsze godność swoją i drugiego człowieka.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja XI: Pan Jezus przybity do krzyża

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Krzyż, przybicie, gwoździe, rany, ramiona, … krzyż.

Przybili Cię… To nie tron chwały, na którym siadasz jak król wyniosły. To drzewo krzyża, z którego jako król miłości rozpostarłeś swoje ramiona nad całym światem. Dałeś się przybić dla mnie. Powoli kończy się Twoja droga, a zaczyna moja. Czy przyjmę Twoją miłość, czy otworzę się na Tego, który został przybity przez moje grzechy? Czy pójdę dalej, by innym powiedzieć o tym, czego dla mnie dokonałeś?

Co ja robię? Nieustannie narzekam, w zasadzie ciągle narzekam. To jest złe, to niedobre, to nie tak powinno wyglądać, ten zrobił to, tamta była taka, ta praca mnie męczy, ten ogródek to nie jest szczyt moich marzeń, jestem umęczona pracą, życiem, odpoczynkiem, mężem, żoną, dziećmi, teściem, teściową, synem, córką, umęczony wszystkim. Pędzę w życiu już tak szybko, że chyba sam nie zatrzymam tego kołowrotka. To ciągłe narzekanie odbiera mi radość, paraliżuje mnie i  trzyma w więzieniu samotności. Nie chcę wciąż mówić – nie tak, nie wtedy, za mało, za dużo, nie w tym czasie, za wcześnie, za późno. Każdy dźwiga na sobie innego człowieka, inną historię, inną prawdę. Oceniam sytuacje często patrząc na nie tylko z perspektywy moich odczuć. Chcę zatrzymać się przy Twoim krzyżu i spojrzeć na innych, jak Ty patrzysz Panie. Chcę ogarnąć różne zależności i sytuacje, które wpłynęły na życie bliskich mi osób. Chcę zrozumieć, nie chcę oceniać człowieka, ale przebaczyć! Tak… dziś chcę przebaczyć tym wszystkim, którzy zadali mi ból – sąsiadom, współpracownikom, nauczycielom, dzieciom, chcę przebaczyć mojej matce, chcę przebaczyć mojemu ojcu. Chcę poczuć, że Twoja ofiara była tak  cenna, jak cenne dla mnie może być przebaczenie innym.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który zostałeś przybity do krzyża, spraw, byśmy potrafili przebaczyć tym, którzy kiedykolwiek zadali nam ból.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja XII: Śmierć Pana Jezusa

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Śmierć, koniec, krew, woda, nadzieja,… śmierć.

Dokonało się…. Czy na pewno? Twoja śmierć – tak. Tu wyrok się dopełnił. Po co jednak to wszystko? Czy tak miało być? Czy Twoja śmierć jest tylko śmiercią? Czy ta śmierć ma może drugie imię? Tak ma. To imię to miłość! Nie ma na świecie miejsca tak ciemnego, nie ma w naszym życiu takiego mroku, którego nie jest w stanie zwyciężyć Twoja miłość. Stoję pod krzyżem w ciszy. Takiej ciszy jeszcze nie było…. i… napełniam się Twoją miłością.

Jakże często świat krzyczy do mnie – jesteś przegrany, jesteś nikim, nie masz nic. Czy tak jest naprawdę? Czy to, co krzyczą jest prawdą czy tylko krzykiem? A może to tylko wołanie tych, którzy chcą odebrać mi nadzieję, w to , że moje życie ma sens, że nie jestem porażką, że kocham i jestem kochany. Świat krzyczy, że wszystko skończone, a wtedy Ty Panie mówisz mi: wciąż możesz kochać, możesz kochać mocniej. Wiem, że to życie jest chwilą, że ta droga ma swój kres. Mam jednak w sercu nadzieję, bo wiem, że Ty jesteś na końcu tej drogi, że czekasz na mnie nieustannie, że czekasz na mnie z otwartymi ramionami. Jeszcze tak wiele rzeczy trzyma mnie tu, na ziemi. Przecież ta ziemska droga też ma sens! Dobrze jest przeżyć ją w miłości, by odwracając się za siebie nie żałować dobra, które zatraciliśmy, by zobaczyć same wykorzystane szanse na miłość. Tam, gdzie ja często widzę tylko gruzy i zgliszcza, moc Twej łaski sprawia nowy początek. Tam, gdzie ja tracę nadzieję, Ty przychodzisz  z nowym spojrzeniem. Taki jesteś, Ty, pełen miłości. Czy ja potrafię być taki? Czy chcę taka być? Czy mam w sercu to pragnienie, by dać innym Ciebie – przez moją miłość do nich?

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który umarłeś za nas z miłości, spraw, byśmy potrafili codziennie w świecie być świadkami Twojej miłości i dawać innym nadzieję.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja XIII: Pan Jezus zdjęty z krzyża i złożony w ramiona Matki

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Matka, kościół, objęcia, rozpacz, świadectwo,…. Matka.

Jaki ból przeszywał Jej serce? Jaka boleść niewypowiedziana? Rozpacz, rozdarte serce…Wreszcie trzyma swego Syna  w ramionach. Krwawe rany Chrystusowe usta Jej ze czcią całują. Bok i nogi poranione Jej ramiona obejmują. Obejmują to ciało, które niewinne i bezbronne wzrastało pod Jej sercem. Największa  i najczystsza miłość na świecie, została ugodzona tak głęboko, jak się dało. A jednak miłość nie umarła, a stała się początkiem Kościoła, początkiem wspólnoty świętych i nawróconych grzeszników.

Tak jest…. Aby coś mogło się narodzić, coś musi obumrzeć. A czy tak jest w moim życiu? Czy pozwalam, by stary człowiek obumarł, a narodził się nowy? Jak widzę swoje miejsce w Chrystusowym Kościele? Czy  w nim jestem naprawdę, czy tylko przyglądam się z bezpiecznej odległości? A jednak miłość nie umarła i ja chcę tej miłości doświadczać, chcę tą miłość dawać innym. Chcę miłości, która przychodzi w sakramentach świętych, która przychodzi w Słowie,  która przychodzi w posłudze, która przychodzi w drugim człowieku. Może Matka – Kościół nie dała Ci tyle miłości na ile zasługujesz, może ta miłość nie była doskonałą czy bliską ideału, ale to wciąż jest Twój Kościół, Twoja Matka. Dziś obiecuję, że nie ustanę w walce o tą relację, o tą miłość, będę trwać i wierzyć w to, co niemożliwe. Będę świadkiem miłości w moim życiu osobistym, rodzinnym, w pracy, w parafii, na urlopie, na imprezie, wśród obcych i przyjaciół. Mój Kościół jest taki, jaki ja jestem. Poraniony, obity, czasem niepoukładany, upadający, ale to nadal jest mój Kościół – Kościół uświęcony obecnością Chrystusa.

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, który zostałeś złożony w objęcia Matki, spraw, by nasze życie było uświęcane nieustannie mocą sakramentów udzielanych w Kościele.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

Stacja XIV: Pan Jezus złożony do grobu

Kłaniamy Ci się Panie Jezu….

Nadzieja, grób, kamień, zwycięstwo, miłość, …nadzieja.

Kamień stał się narzędziem, którym do krzyż Cię przybili, kamień legł u grobowca, w którym Twe ciało złożyli. Kamień oddzielił świat od Ciebie. Jesteś, ale jakby Cię nie było. Wszystko jest inaczej. Brak relacji, uczuć, jest ciemno i zimno. To miał być Twój koniec! Koniec! O, nie !!! Tam za grubym i zimnym kamieniem, głęboko pod powierzchnią zrozumienia, Ty Chrystusie przygotowałeś swoje zwycięstwo, przygotowałeś cud zmartwychwstania. Ty jesteś Bogiem cudów. Ty jesteś naszą nadzieją!!!

Taki smutny koniec, a przecież myśmy się spodziewali, myśmy mieli plany, ja miałam swoją wizję Twojego końca, ja już wszystko dopiąłem na ostatni guzik i wiem, jak będzie. Myśmy się spodziewali…. Ja dziś pozwalam Chrystusie, byś wytrącił mi z rąk wszystkie moje wizje, moje plany, wszystkie podpórki, na których oparłam swoje dotychczasowe życie. Chcę tego, bo wiem, że Ty jesteś ze mną. Z Tobą zmartwychwstaję z moich grzechów, z moich słabości i rodzę się pełen nadziei do nowego życia. Ty wydobywasz mnie z mojego grobu, z mojej niewoli. Tylko czy ja w to wierzę? Czy wierzę, że ten, który za mnie umarł ukochał mnie, aż do śmierci? Czy wierzę, że krew Tego, który ją przelał za mnie ma moc mnie uwolnić? Czy wierzę, że w ranach Tego, który został przybity do krzyża jest moje uzdrowienie?  Czy wierzę tak prawdziwie? Czy tylko tak mówię, bo nie wypada inaczej? Bo przecież chodzę do kościoła, jestem praktykujący. Bracie, Siostro, jeśli dziś nie uwierzysz, że On                     z miłości do Ciebie umarł, że On żyje, że On zmartwychwstał, że jest obok Ciebie, że działa z mocą w Twoim życiu …. to tamta droga nie miała sensu… to Twoja droga nie będzie miała sensu…

Gdzie jednak wzmógł się grzech, jeszcze obficiej wylała się łaska.

Panie Jezu, którego złożono w grobie, i który zmartwychwstałeś umocnij naszą wiarę i pozwól doświadczać każdego dnia, że żyjesz.

Któryś za nas cierpiał rany…

 

ZAKOŃCZENE ( z Listu do Rzymian )

Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość,  a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. (…) Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.  Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni. Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. (…)A zatem, jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie dające życie.  Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi.(…) Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska,  aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.

AMEN!

Rozważania Drogi Krzyżowej
Przewiń na górę